niedziela, 10 listopada 2013

Gospoda Dwóch Wiedźm (znaleziony rękopis)

 Joseph Conrad, czyli Józef Korzeniowski nie kojarzy się jakoś szczególnie z grozą. Mówi się o nim, że był Polakiem który pisał po angielsku lepiej niż Anglicy. Powiem szczerze... zawsze lubiłem Conrada, jego powieści jakoś wciągają. Dotykał w nich psychologii i moralności człowieka, nierzadko odsłaniając najmroczniejsze zakamarki jego duszy. Korzeniowski służył w marynarce od 17 roku życia, więc tam głównie umiejscowione są jego opowieści, wśród twardych i bezkompromisowych ludzi morza.










Co mogą kryć odnalezione na dnie skrzynki z książkami rękopisy? Nieznane opowieści...
Opowieść opisana przez Josepha Conrada dzieje się w 1813 roku na hiszpańskim wybrzeżu i dotyczy oficera brytyjskiego statku wojennego, którego załoga ma jakieś niezwykle ważne zadanie do wykonania, przy czym pomocna ma być okoliczna partyzantka przeciwko Francuzom. Kto zna historię, wie, że czasy wtenczas były niespokojne, Europę zszargały wojny napoleońskie, a wojna ma to do siebie, że przemoc z nią związana nie kończy się wraz z podpisaniem traktatów pokojowych. Ale do rzeczy.
Wspomniany oficer Mr Edgar Byrne, pisze o pewnym lubianym i krzepkim marynarzu, Tomie Corbinie, którego zadaniem jest zejście na ląd i skontaktowanie się z ludźmi niejakiego Gonzalesa za pośrednictwem winiarza Bernardino. Niepokój sieje mały człowieczek w żółtym kapeluszu, który ostrzega Byrne'a przed Bernardino, twierdząc że Tom może nie trafić wcale tam, gdzie zamierza. Zaniepokojony Byrne podąża więc jego śladem i trafia do gospody prowadzonej przez dwie tytułowe Wiedźmy, Eminię i Lucillę. W przygotowanym dlań pokoju natrafia na ciało swojego towarzysza, martwe ot tak po prostu bez żadnej widocznej przyczyny. Znajduje coś jeszcze, ciekawy gadżet, łoże pułapkę z nader interesującym mechanizmem ukrytym w baldachimie, który przygniata śpiącego weń delikwenta usypiając go na zawsze.

Cóż, takie łoża pojawiają się w filmie i prozie co jakiś czas, a nawet istniały w rzeczywistości. Nie trzeba daleko szukać, na śląskim zamku Czocha, znajduje się łoże z zapadnią, połączoną z lochem wiodącym wprost do pobliskiej rzeki Kwisy. Podobno jeden z rezydentów zamku o dość nieprzystojnym wyglądzie, a grubej kiesie pozbywał się za jego pomocą małżonek, które nie "potrafiły się przemóc" podczas nocy poślubnej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz