wtorek, 25 marca 2014

Manilla Road - Droga do fantazji

Zespół gra tzw. metal epicki, wydając płyty od 1980 roku. Siłą kapeli jest niesamowity wokal Marka Sheltona, frontmana kapeli. Na pierwszych płytach można nawet mówić o muzyce progresywnej. Szczerze mówiąc po przesłuchaniu kolejnego zespołu grającej taką muzę, ciężko już dokopać się do czegoś wyjątkowego. Te najbardziej znane są najczęściej kopią czegoś wcześniejszego, wokale i muzyka zaczynają się zlewać, że trudno już rozróżnić nazwy. Manillę rozpoznam zawsze i wszędzie, więc znajduje w niej coś wyjątkowego. Jest to dla mnie też niezwykła wyprawa w świat fantazji, zaginionych królestw i odległych czasów. Takie muzyczne zilustrowanie światów rodem z literatury fantasy i mitologi jest właśnie charakterystyczne dla metalu epickiego.Pierwszą płytką na której Manilla nabiera swojej wyjątkowości jest Crystal Logic z 1983. Wyprawę przez Styks do świata umarłych opisuje utwór "Necropolis". Przyznacie, że niewiele zespołów w roku 83 grało już tak odważnie. Epicki klimat podkreśla 12 minutowe, balladowo rozpoczynające się "Dreams of Eschaton". Eschaton jest końcem wszystkiego, przeznaczeniem świata. Podniosły akcent w sam raz dla wokalnych popisów Sheltona i na zakończenie płyty.





Tematykę przeznaczenia i tajemnice losu świata muzycy podejmują dość czesto, dopatrując się ich zapisania w gwiazdach, jak choćby w moim ulubionym numerze z kolejnej płyty, traktującej o czasach arturiańskich "Open the Gates" - "Astronomica".
Z każdą kolejnym albumem jest coraz ciekawiej, coraz lepiej wszystko brzmi. Historia miesza się z fantazją na "Deluge". Od prastarych rytuałów i wypraw morskich w nieznane do smutnego losu dziewicy orleańskiej w "Divine Victim". Głos Sheltona brzmi w tym utworze niesamowicie, sprawia wrażenie przebijającego się z daleka przez dźwięk gitar. W samej muzyce pojawiają się wpływy muzyki progresywnej, utwory stają się rozbudowane i wielowątkowe, czego przykładem 8 minutowe "Deluge".

  Oryginalna okładka winylu, przez fanów uważana za lepszą.


To okładka do reedycji Mystification na cd. W opowiadaniu Poego,
na bal okrutnego i bezdusznego księcia Prospero przybywa sama
śmierć...


Z czasem w twórczości widać coraz większą inspirację trashem. "Mystification" atakuje zmasowanymi partiami gitar, za którą niemal chowa się wokal, przy czym muzyka jest niezwykle klarowna. Jej tematem przewodnim jest twórczość mistrza grozy, Edgara Allana Poe. "Zagłada domu Usherów", stworzyła podwaliny pod "Haunted Palace", "Masque of Red Death", gdzie bicie zegara zwiastuje nadejście niechcianego gościa, nie trzeba nikomu przedstawiać, wszak chodzi o klasyk, czyli "Maskę Czerwonego Moru". Rozkłada mnie na łopatki magiczna wręcz ballada, (choć nie w sensie łagodnego grania) poświęcona według mnie Edgarowi, czyli utwór tytułowy "Mystification". Gdy słucham tych rozpływających się dźwięków gitary i śpiewu Sheltona o tajemniczym poecie, który znalazł w pradawnych manuskryptach klucz do zakazanej wiedzy lub szaleństwa, staje mi przed oczyma obraz Michaela Whelana "Mad Poet". Być może faktycznie geniusz z szaleństwem dzieli bardzo wąska granica (podobno tak jak miłość z nienawiścią, ale to chyba nieprawda?). Żeby zostać szaleńcem, wystarczy być niezrozumiałym przez współczesnych sobie ludzi. Po latach okazuje się, że wariat był geniuszem wyprzedzającym swoją epokę, albo... nic się nie okazuje bo jego postać ginie bezpowrotnie w pomroce dziejów...

Michael Whelan "Mad Poet"

Na płytce nieśmiało jeszcze zarysowuje się sylwetka innego mistrza mrocznych opowieści. Mowa o Lovecrafcie, który jednak na dobre rozgości się w tematyce płyt późniejszych. W utworze "Children of the Night" obok panteonu mitycznych i literackich bogów pojawia się Cthulhu. Zresztą nie tylko on, Crom to bóg słynnego cymeryjskiego barbarzyńcy z opowiadań Roberta E. Howarda - Conana.
Końcówkę płyty miażdży młot Thora w utworze "Death by the Hammer".
Na "Out of the Abbys" nie ma już lekko. Trash rządzi. Kiedyś słyszałem, że polega na robieniu maximum hałasu przez minimum ludzi, co idealnie sprawdza się w przypadku tego trzyosobowego zespołu. Wokal Sheltona nabiera drapieżności, a brzmienie wytworzonej ściany dźwięku porównywalne w tamtych czasach może być tylko chyba ze Slayerem. Tekstowo i brzmieniowo coraz bliżej horroru. Rozpoczyna się od ostrego "Whitechapel". Zresztą czyż numer traktujący o wyczynach niesławnego Kuby Rozpruwacza w tej właśnie podłej dzielnicy Londynu może brzmieć inaczej?
W tekstach przewijają się mroczne opisy makabrycznych rytuałów i apokaliptyczne wizje panowania pradawnych bogów na czele ze wspomnianym już lovecraftowskim Cthulhu. brzmieniowo cały czas nie jest lekko, chwile wytchnienia daje tylko spokojniejsze "War of Heaven". No i mamy ukłon w stronę kolejnego speca od literackiej makabry - Clive Barkera w utworze, skojarzonym być może przez niektórych z dość niestarym filmem "Midnight Meat Train" na podstawie jego opowiadania.
Wydawać by się mogło, że zespół będzie dalej podążał w tym kierunku. Ale nie. Może dlatego, że płyta nie została dobrze przyjęta przez fanów. O ile "Mystification" kojarzy się z Edgarem Allanem Poe, to "Courts of Chaos" poświęcona jest Lovecraftowi. Jest płytą zaskakująco spokojną jako całość, wzbogaconą brzmieniem klawiszy. Panowie nie zrezygnowali z grania ciężkiej muzy, ale nie jest już tak ostro jak na poprzedniej. Od elektronicznych brzmień intra przechodzimy w żywiołowy "Dig me no Grave". Hmm, jest takie opowiadanie Roberta E. Howarda, inspirowane niewątpliwie prozą jego dobrego znajomego, Lovecrafta (jaki ten świat jest mały) wydane nawet w serii zeszytów "Nie Czytać O Zmroku", gdzie można je sobie przeczytać pod nazwą "Nie kop mi grobu". Maniera pisania obu panów jest w pewnym sensie podobna, mimo różnych okresów przez nich opisywanych. W prozie Lovecrafta przebrzmiewają tylko echa czasów, w których akcje swoich opowiadań umieszczał Howard. Na płycie ich koncepcje łączą się w całość... np w skład wymyślonych przez Howarda ksiąg Skelos wchodzi tajemniczy Necronomicon HPLa.
Po coverze Bloodrock "D.O.A" (skrót oznacza Dead On Arrival i jest policyjnym terminem oznaczającym znalezienie denata w momencie przybycia na miejsce zbrodni) kolejny wspaniały utwór - "Into the Courts of Chaos". "'The Beyond" to żywa muzyczna aranżacja opowiadania Lovecrafta.
Na płycie w sumie nie ma słabego numeru i stoi u mnie na piedestale obok "Mystification". Tym bardziej dziwi załamanie dalszej kariery zespołu i nagłe zakończenie jego działalności w roku 1991. Podobno muzycy kłócili się do tego stopnia, że nie chcieli nawet równocześnie przebywać w studiu. Wydany w rok później "Circus Maximus" z obrazoburczą okładką jest w zasadzie solowym projektem Sheltona i dwóch innych muzyków, sygnowanym przez wytwórnię ze względów marketingowych logiem Manilla Road bez wiedzy Marka i płytą delikatnie mówiąc przeciętną.





Błazeńska okładka odbiega stylem od  innych koncepcji zespołu.

Reaktywuje się w 2001 roku doskonałym koncept albumem "Atlantis Rising". Jest to fantazyjna podróż do zaginionych krain takich jak "Lemuria", czy Atlantyda (utwór tutułowy). Gitara maluje tu niesamowite pejzaże, śpiew Sheltona przechodzi chwilami wręcz w growling, by za chwile zabrzmieć znów delikatnie, dłuższe utwory są przeplatane akustycznymi, bądź klawiszowymi przerywnikami.



Tą okładkę projektowała nasza rodaczka, Jowita Kamińska,
a płyta podzielona jest na trzy koncepty, po trzy utwory ilustrujące
zmagania Spartan w Termopilach, wątki Eneidy Wergiliusza
i opowiadanie R.E. Howarda "The Frost Giant Daughter".


Po reaktywacji zespół wydał 5 płyt, ostatnią w zeszłym roku o nazwie Mysterium. Tematyka pozostaje w kręgu starożytnej historii i mitologi, (Gates of Fire), sag Wikingów (Voyager), oraz klasycznej literatury fantasy i grozy (Playground of the Damned). Są to albumy konceptualne, trudne na pierwsze słuchanie do wchłonięcia i ciężko z nich wyłowić jakiś charakterystyczny numer. Wyjątkiem jest "Playground", który nawiązuje do najlepszych lat zespołu i tradycyjnie juz zawiera dawkę Poego i Lovecrafta, a nawet nawiązuje do "Grindhouse", Tarantino i Rodrigeza. Na zakończenie tej wyczerpującej notki jeszcze jeden utwór z tej płyty, trochę usypiający "Fire of Asshurbanipal". Aszurbanipal był asyryjskim królem, który podbił Egipt i Babilonię. I niech ktoś mi powie, że muzyka heavy metalowa nie jest pouczająca.







wtorek, 4 marca 2014

Ghoultown - Horror z Dzikiego Zachodu



Grozą wieje z Teksasu... Amerykański Ghoultown wywlecze wszystkich umarlaków z grobów i zatrzęsie kościotrupami wisielców na gałęziach drzew, grając diabelską odmianę country rocka zwanego potocznie hellbilly, lub gothabilly. Punkrockowe rytmy okrasza trąbka, jest ostro i z jajem.

Zdjęcie zespołu na torach. Cokolwiek nieaktualne,
ta pani, Queeno DeVamps już w zespole nie gra.

A szkoda...


So far...
Zespół nagrał następujące płytki i nie byłbym sobą, gdybym nie przytoczył soczystych grafik, które zdobią ich okładki

Tales From the Dead West (2001)
Give 'Em More Rope (2002)
Live From Texas! (2004)
Bury Them Deep (2006)
Skeleton Cowboys (2008) (7" vinyl single; hand-numbered, limited to 400)
Life After Sundown (2008)
Mistress of the Dark (2009) (Digibook CD/DVD feat. new Elvira theme song; limited to 2,000)
The Unforgotten: Rare & Un-Released (2012)